Lubię wyjadać rodzynków i pomarańczów z grzanego piwa. Trzeba mieć ku temu specjalną technikę. Po wypiciu piwa łapie się rurką mokrego rodzynka, zasysa i podnosi z dna kufla. Następnie należy kufel przechylić i upuścić rodzynek u brzegu. Teraz odstawić rurkę od ust i wciągając powietrze zjeść rodzynka.
Z pomarańczem podobnie — rurką przeciągamy delikwenta ku krawędzi, chwytamy w palce i pożeramy.
A tak ludzkim głosem podsumowując: jakiś czas temu pokłóciłem się z , tak że nie chce mnie znać. Równolegle po raz n-ty nie udało mi się na cóś namówić i tracę nadzieję, że kiedyś się to uda. Obarczony bagażem tych doświadczeń udałem się z ludźmi z duszpasterstwa potańczyć na mieście. Wieczór był bardzo udany. Powyjadałem rodzynki z piwa, potańczyliśmy, potem oni się zmyli, ja jeszcze zostałem. Zatańczyłem ze złotooką Ewą, patrzyłem jej głęboko w oczy, było wspaniale. Lecz myśl o zmąciła wtem myśli mych spokój. Jak to jest, że nawet tańcząc z inną człek potrafi o tej wymarzonej, wyśnionej myśleć? Ewa poszła potem do domu, ja też. Zostało mi jeno wspomnienie miłego wieczoru.