U krawędzi dachu

Kot u krawędzi dachu Lubię siedzieć u krawędzi dachu i napawać się widokiem przestrzeni wokół. Szczególnie gdy miasto oświetlone jest przez nisko wzejszłe słońce poranka lub wieczoru i kolor igra z cieniem. Jest w tym coś takiego romantycznego, siedzieć u krawędzi okna, pić kawę, widzieć przestrzeń której przepaść pobudza poczucie magii chwili, a z drugiej strony mieć współlokatorów, o których wiesz że samo spojrzenie w dół by ich przeraziło.

No, dzisiaj jeszcze przyszedł kot. On chyba ma jeszcze mniej instynktu samozachowawczego niż ja.

(bo ja sobie dzisiaj z okazji ładnej pogody piję kawę u krawędzi dachu; a kot łazi rynną tak jakby go wcale cztery piętra przepaści nie przerażały)

Ten wpis został opublikowany w kategorii Znów wędrujemy… i oznaczony tagami , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.
Wymagane pola są oznaczone *