U rzek zbiegu

księżyc przysłonięty chmurami Stoję tam gdzie rzeka w rzekę wpada. Noc zapada jasna chociaż ciemna, długa i zimowa. Wiatru nie ma, cisza wokół, niebo delikatnie rozświetlone ciepłymi blaskami odległych świateł. Śniegiem wokół świat spowity, śniegiem łąka zasypana, po kolana. Leżę w śniegu spoglądając w niebo, tak ciepłe i ciemne, a śnieg zimny pod mymi plecami jest taki miękki i chłodem kojący. Ahh… gdybym i został tu tak, zamarzł. Taka romantyczna śmierć by to była. Ale zbyt tęskno mi do , by umierać w tym romantycznym pejzażu.

Droga do domu tak długa i odległa, choć taka krótka. Tylko kawałek, lecz przez śnieg po kolana, przez pejzaż zimowy.

Oglądaliśmy wczoraj z rodzicami „Agorę”. Ahh, jak szkoda mi Hypatii! Smutny film. Powinniście obejrzeć.

Oglądałem dziś „Historię kina w Popielawach” Kolskiego. Ahh… Uwielbiam realizm magiczny i filmy poetyckie Kolskiego. Stoi mi przed oczyma scena gdy podświetlany spadającą gwiazdą kinematograf wyświetla na zasnutym chmurami nieboskłonie film z tańczącą żoną pierwszego Andryszka. Ahh, to moja rzeczywistość, to mój świat!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Znów wędrujemy… i oznaczony tagami , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Możliwość komentowania jest wyłączona.