Dodecaudion, noc muzeów

Byłem przedwczoraj na nocy muzeów. Wybrałem się przede wszystkim do muzeum instrumentów muzycznych. Ahh, jakie te wszystkie instrumenty fascynujące! I inspirujące. Nie spodziewałem się nawet że tyle ich jest, że ludzie zdołali wymyślić tyle najróżniejszych urządzeń wydających z siebie dźwięk. Cytry, liry, cymbały, okaryny i mnóstwo różnych jeszcze bardziej egzotycznych, których nazw teraz nie pomnę.

Lira korbowa, która wcześniej strasznie pobudzała moją wyobraźnię, tutaj zrobiła na mnie niewielkie wrażenie, za to zafascynowany byłem różnymi nietypowymi instrumentami strunowymi, jak na przykład skrzypce jazzowe, które przy strunach miały tubę wzmacniającą dźwięk. Albo cymbały, które, uświadomiłem sobie, do tej pory nie miałem pojęcia ani jak wyglądają, ani jak działają (tj. na wierzchu są struny w które się uderza).

Był też koncert, gdzie można było posłuchać utworów granych na fletni pana i okarynie. Kolejne moje ulubione instrumenty. Ah, muszę sobie przywieźć do Poznania moją okarynę. Ciekawe czy da się z niej jakieś w miarę melodyjne dźwięki wydobyć?

Przy okazji naszła mnie też refleksja, że do tej pory nikt nie skonstruował okaryny elektrycznej. Ciekawy by to mógł być w sumie eksperyment, gdyby wewnątrz glinianej bańki zamknąć jeszcze przetwornik przetwarzający drgania ścianek i powietrza wewnątrz na postać elektryczną. Można by np. na oryginalny dźwięk nakładać efekty.

A refleksja ta naszła mnie, również dlatego, że w czwartek z kolei byłem na prezentacji urządzenia nazwanego dodecaudion, a służącego do grania muzyki elektronicznej. Był to dwunastościan z otworem na każdej ściance, w którym znajdował się czujnik odległości. Gdy zbliżyło się do ścianki dłoń, odtwarzany był dźwięk. Że był to czysto elektroniczny instrument, to dźwięk był w pełni programowalny. W każdym razie każda ścianka miała przypisany jakiś inny dźwięk i reagowała na odległość dłoni od ścianki. Nie powiem, bardzo ciekawe. Nawet całkiem przyjemnie się na tym grało. No, dopóki inni też nie zechcieli spróbować, bo jak już zbyt wiele osób grało na raz to muzyka ustąpiła miejsca kakofonii.

Dodecaudion
Dodecaudion

Ciekawe to wszystko, aż mam ochotę sobie jakiś równie dziwny instrument sam zbudować.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Muzyka, Znów wędrujemy… i oznaczony tagami , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.
Wymagane pola są oznaczone *