Na początku miesiąca pożyczywszy od taty parę numerów Wielkich Malarzy
poświęconych kolorystom i postimpresjonistom, i przeczytawszy zawarte w nich ramki z nazwami muzeów, w których są obrazy tych artystów, postanowiłem odwiedzić, co następuje:
- Muzeum Narodowe we Wrocławiu
- Warszawę (kilka miejsc)
- Národní Galerie w Pradze
- Muzeum Puszkina w Moskwie
Do listy należałoby jeszcze Muzeum Narodowe w Poznaniu, ale byłem tam już kilkukrotnie i chwilowo mi się nie chce jeszcze raz. We wtorek dowiedziałem się, że nie mamy w piątek zajęć i jak to ja obmyśliłem szaloną ideę odwiedzenia Národní Galerie w Pradze. Z początku czysto szaloną, ale gdy przez środę znalazłem sobie ładnie połączenia kolejowe do Pragi i z powrotem, idea zdała się być nader realna. W czwartek wieczorem uszykowałem sobie kanapki na drogę, sprawdziłem noclegi w Pradze, wynotowałem na kartce szczegóły połączeń kolejowych i poszedłem na imprezę z ludźmi z DA, by po niej pójść prosto na dworzec. Na dworzec zaszedłem. Przy kasie wypytałem się o ceny biletów, ale niestety ostatecznie kupić mi się nie udało, bo karta kredytowa odmówiła posłuszeństwa (w sumie było po 3 rano, więc bank mógł po prostu robić konserwację systemu). Najwyraźniej więc Opatrzność Boża nie chciała bym pojechał. Miałem jeszcze plan, by rano, gdy już mi bank o 9 otworzą (żeby się dowiedzieć, czemu ta karta nie działa), wyciągnę jednak parę złotych i chociaż do Wrocławia sobie wycieczkę zrobię (też jest na liście, pozatym mam wielką ochotę wpaść raz jeszcze do Maciejówki), ale i to danem mi nie było, bo coś mnie w krzyżu od tego chodzenia nocnego zaczęło boleć (czytaj: nie chciało mi się czekać po pół godziny na autobus, więc trasę ogrody-impreza, impreza-dworzec, dworzec-ogrody pokonałem piechotą) i ostatecznie o rzeczonej 9 nie bardzo mogłem wstać. Żeby było śmieszniej jakoś po 8 rano zadzwonili do mnie z Playa, że zalegam za internet i że wyłączą jak nie zapłacę (kto by pamiętał, że jakiś rachunek przyszedł, nieprawdaż?), więc musiałem oczyścić swoje konto z pieniędzy ostatecznie przekreślając wszelkie perspektywy wyjazdy do Pragi (hmm... w każdym razie takie zakładające również powrót) w tym miesiącu. Po rzeczonej 9 zasnąłem, zmorzył mnie sen, a gdy spałem sny tajemnicze miałem. Oto śnił mi się dworzec poznański. Nic nie jechało, opóźnienia niesłychane, a zaraz za dworcem tory wszystkie powyginane, dziesiątki pociągów wykolejonych, wielka katastrofa, setki podróżnych pod cielskami wagonów ze zgniecionej stali. Niczym wszystkie katastrofy kolejowe współczesnego świata zgromadzone w kierunku na Buk w jednym nawale. Ahh… Kiedyś jednak chcę do Pragi pojechać. W listopadzie zapewne nie da rady, bo plany mam już zaplanowane na dnie wolne wew miesiącu tem, ale może w grudniu? Zobaczymy... A właśnie, bo w drugiej połowie listopada już do Ewy do Warszawy się zaprosiłem. A swoją drogą to tak śmiesznie się składa, że na drugim końcu tej ulicy, przy której w Poznaniu mieszkam (Grodziskiej) jest konsulat Federacji Rosyjskiej. W sobotę impreza w duszpasterstwie była. Do czwartej nad ranem potrwała (tak więc ostatecznie, gdy już do domu wróciłem i obejrzałem nowości na Facebooku to o 6-7 się położyłem). Jak na razie chyba najlepsza z tych które tu się odbyły. Tak miło się tańczyło! Najlepiej z Kasią. Może to dlatego, że akurat piosnka taka grała:
A może po prostu z Kasią w ogóle dobrze się tańczy? Chyba oba te zjawiska.
Graliśmy też w szachy (dwa razy przegrałem z Tadeuszem), dużo jedzenia było (tylko moje kabanosy mi wyjedli tak, że sam się tylko na dwa załapałem przyniesionej przeze mnie paczki), dużo ludzi (i to tych najfajniejszych!), dodatkowe atrakcje, w postaci inscenizacji fragmentu Pisma Świętego z niedzieli:
W czwartek w DA była msza, a na mszy kultywując duszpasterstwową tradycję można było przedstawić własne refleksje, lub świadectwa
odnośnie czytania. Ahh... I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że Magda zaczęła mówić o romantyźmie. Ahh... Znów się zauroczyłem tak, że na mszy nie potrafię o nikim i niczym innym myśleć. Jak to pisał Leśmian, a śpiewało SDM:
I w niedzielę, jako iż siedziałem znów niej blisko, tem bardziej o niczem innem myśleć nie potrafiłem. Cóż dalej? W poniedziałek tegotygodniowy, na domiar, Ola nie mogła na kursie tańca być, co dało mi nie lada okazję do samoumartwienia się samotnością mą. I wiersze aż przez to fatalne zauroczenie pisać w noc ciemna począłem:
Powiedz, Boże, w tę noc ciemną,
chłodną, zimną, beznamiętną,czemu niemoc w sobie czuję,
planów wielkich już nie snuję,siłom swoim już nie ufam,
wokół noc jest ciemna, głucha,czemu płaczę w sercu skrycie,
czemu smutne moje życie,czemu płaczę w tę noc ciemną,
noc przedziwną, noc tajemną?
Więcej wierszy na dA. Poniżej trzy linki do ostatnio opublikowanych tam wierszy trzech. Pierwszy z nocy poniedziałkowej (tej, co wiersz powyższy), drugi z koncertu wcześniej opisanego, trzeci z momentu, gdy marzyłem, by mieć z kim do Pragi pojechać.
Swoją drogą stałem się, okazuje się, inspiracją dla innych poetek. Vide komentarz pod wierszem:
Notabene ta sama dziewczyna pod mym wierszem Zamykając otwarte już drzwi
(wyżej jako trzeci podlinkowanym) odpowiedziała na mą potrzebę ucieknięcia z kimś gdzieś daleko, daleko. Niestety jednak, gdy podałem miejsce i godzinę odjazdu pociągu, to wymiękła. Ciekawe zjawisko. Każdy chętnie ucieknie od rzeczywistości, ale jak przychodzi co do czego, to samotnie ruszam w drogę. Kończę i idę marzyć.
Musisz być wspaniałym chłopakiem. Szkoda, że takich jak Ty jest tak niewielu… ;(