Aušros Vartai

Pod Ostrą Bramą

Naumachia

Takoż majowy weekend upłynął mi pod znakiem Wilna, w ramach wyjazdu poznańskiego winogradzkiego boskiego DA.

Swoją drogą okazuje się, że „xionc Cinek” (jak jest zwany i jak sam się podpisuje pod ogłoszeniami na tablicy ogłoszeń) ma fajnych znajomych. Dzięki temu w drodze powrotnej zahaczy˛liśmy o salezjański ośrodek wczasowy pod jakże wdzięczną nazwą „Kaczory” znajdujący się gdzieś na Mazurach i ksiądz, który nim dowodził, dopuścił, byśmy za darmo popływali sobie rowerami wodnymi.

Notabene wykorzystałem okazję, by dokonać, ku przerażeniu dziewcząt, abordażu na inne rowery. Ale summa summarum stwierdziły potem ṷóne, że dzięki temu przynajmniej nudno nie było, bo inaczej by tylko w kółko pływały.

Padł pomysł, aby to miejsce odwiedzić wraz z DA jeszcze kiedyś. Czekam z niecierpliwościom. Może jeszcze raz uda się uczynić rowerową naumachię?

Ostra Brama

Aj, ale ja miałem pisać o Aušros Vartų — Ostrej bramie. Jąż też, obowiązkowo, będąc we Wilnie odwiedziliśmy. Co mnie nieco zdziwiło, to, po primo, możliwość podejścia pod sam obraz i to nawet niekoniecznie na klęczkach. Spodziewałem się raczej czegoś jak na Jasnej Górze. Po secudno nie wiedziałem i trochę mnie zaskoczyło to, że zarówno półksiężyc, jak i tło obrazu nie są na nim namalowane, ale są nań nałożonymi metalowymi elementami. I to tak, że jest pewien dystans, a półksiężyc jest ładnych paręnaście centymetrów od samego obrazu. Z oryginalnego obrazu widoczne są tylko ręce i twarz NMP. I wygląda on nader inaczej niż to, co powszechnie znamy:

Obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej
Obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej bez ozdób Obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej z ozdobami
Bez ozdób Z ozdobami

Gościnność

Drugi obowiązkowy przy wyjeździe, nazwijmy to, „kościelnym”, punkt zwiedzania Wilna — oryginał obrazu „Jezu ufam Tobie!”. Może zacznę od rzeczy chronologicznie późniejszej, a mianowicie od wizyty u sióstr, gdzie nas ugoszczono, a jakże, nakarmiono, jak wszędzie, aż nadto.

Skoro zaś już przy tym aspekcie wyprawy jestem, to pozwolę sobie na dygresję na temat karmienia. Szczupaczki może pominę, bo kto był, wie o nich aż nadto, a kto nie był, pewnie nie zrozumie idei, napiszę natomiast, że we Wilnie karmiono nas niemal na każdym kroku. W każdym razie wszędzie gdzie byliśmy u polaków. Najsampierw siostry, u których mieszlaliśmy, oczywiście szykowały nam śniadania i kolacje. Nie, to wyrażenie nie oddaje odpowiednio rzeczywistości. To wyglądało tak: wjeżdża pierwsze danie, wszyscy są najedzeni, wjeżdża drugie danie, wszyscy już są najedzeni aż nadto, wjeżdża danie trzecie (a jakże), a na koniec jeszcze ciasto i herbata. No i obowiązkowe pytanie, czy jesteśmy głodni na koniec.

Dalej jednak, gdy wizytę składamy innym siostrom (tym razem tym od obrazu Jezusa Miłosiernego), to sytuacja się powtarza. A w perspektywie jest jeszcze kolacja u nas goszczących. Ahh… żyć nie umierać. Lubię taką gościnność.

Dwutysięczna msza

Wracając zaś do pierwotnego wątku. Widzieliśmy sam obraz w dwóch miejscach — w kaplicy, gdzie znajduje się oryginał, oraz wierną kopię u sióstr. Pod oryginałem ksiądz odprawił był dla nas mszę świętą. Trza zaznaczyć, że 2000 w swym życiu. I oczywiście, chociaż teoretycznie nie jest to coś co sie obchodzi, uczciliśmy mu tę okazję. Mi przypadło w udziale wykaligrafowanie kartki, przez co mimo zmęczenia po całym dniu i konieczności wczesnorannego wstania, w noc przed rysowałem kartkę. Trochę się bałem, że nie wyszła, ale summa summarum chyba wszystkim się podobała — z secesyjnymi wzorkami na okładce, w środek wsadzonym obrazkiem MB Ostrobramskiej (a jakże by inaczej, będąc we Wilnie), rano jeszcze w środklu dokaligrafowałem uncjałką (z secesyjnymi majuskułami) ułożony przez dziewczyny tekst. One podobno też w tym celu trochę po nocy siedziały. A sformuowanie „secesyjne M” stało się słowem-kluczem nierozerwalnie kojarzonym ze mną.

Wyszło całkiem dobrze. Jedno z dziewcząt pięknie zaśpiewało „Ave Maria” (a ja się zastanawiałem, czy to już jest ten dźwięk, przy którym szyby w oknach skruszeją i popękają). Jestem pełen podziwu dla niej, że potrafiło to zaśpiewać. Aż przypomina mi się scena z „U Pana Boga za piecem” (tudzież „… w ogródku”), gdzie śpiewana jest ta właśnie niesamowita w wykonaniu pieśń. Ale w rzeczywistości brzmi lepiej, bo telewizor nie przenosi takich wysokich dźwięków, co odbiera nieco uroku śpiewowi.

„Jezu ufam Tobie”

Nieco później byliśmy też u sióstr, u których znajdowała się kopia obrazu. Jedna z nich wyjaśniła nam jego powstawanie i symbolikę. I tu kilka ciekawostek. Oryginalny obraz nie miał na swej powierzchni napisu, napis był umieszczony na ramie. Proces powstawania samego obrazu zaś był pieczołowicie przez bł. siostrę Faustynę pilnowany. Siostra nie pozwoliła artyście na jakąkolwiek własną interpretację, a jak relacjonują świadkowie, gdy siedziała przy nim mówiąc mu co w obrazie poprawić spoglądała to na obraz to na pewien punkt na ścianie, jakby porównując wizerunek ze stojącą obok postacią. Później obraz wędrował i bywał przemalowywany. Obecnie jednak został poddany renowacji i przywrócony do wersji oryginalnej.

Co ciekawe, twarz z tego oryginalnego obrazu jak żywo przypomina mi tę z oblicza z Manopello. Sam obraz poza tym bezsprzecznie można nazwać ikoną, bo jak w prawdziwej ikonie wszystko ma jakieś symboliczne znaczenie. Poza Jezusa, idąca, ale w momencie zatrzymania. Prawa ręka wyciągnięta do błogosławieństwa, lewa zaś odkrywa kawałek białej szaty, spod której, z rany na sercu, wydobywają się dwa promienie. Wyglądają jak polska flaga, ale zgodnie z tym, co mówiła nam siostra, oznaczają co innego, czyli krew i wodę, symbolizujące sakramenty pokuty, eucharystii i chrztu (mam nadzieję, że nie pomyliłem, jeśli jest inaczej, wybacz Boże). Nawet tło jest nie bez znaczenia, ciemne, tak że tylko postać Chrystusa jaśnieje w obrazie.

Ikony

Skoro już wspomniałem o ikonie, to warto wspomnieć również o cerkwiach, które zwiedzaliśmy. Wiszące na ścianach i w ikonostasach ikony były tam przepiękne. I uderzające jest ta ich, jakże różna od współczesnych świeckich obrazów, ich symboliczność. Na przykład ikona Cyryla i Metodego. Stoją prosto, twarzą do oglądającego, jeden trzyma przez białą materię krzyż, drugi kartkę z literami staro-cerkiewno-słowiańskiej cyrylicy. Żadnych artystycznych poz, postaci przez same rekwizyty pokazują, kim są.

Gietrzwałd

Dla kontrastu wracając z Litwy wstąpiliśmy na Mazurach do sanktuarium w Gietrzwałdzie (kolejne znajomości xiędza Cinka). Ten kościół zachwycył mnie najbardziej spośród wszystkich, które odwiedzaliśmy. Sama architektura neogotycka, natomiast w środku przepiękne secesyjne freski. Po prostu przepiękne — zachwyciły mnie wręcz. Gdy wywołam film, postaram się pokazać Wam jakieś zdjęcia. Szczególnie malowidła zdobiącego sklepienie — jak żywo przypominającego postaci z plakatów Alfonsa Muchy.

I tym pozytywnym akcentem zakończę relację (bo o naumachii, która była później, już wspomniałem).

Zdjęcia ze Wilna

Ulica Świętego Kazimierza
Piknik w Trokach

Zdjęcia z Wilna zostały przed momentem umieszczone przeze mnie na serwerze Google'a.

(tudzież jako pokaz slajdów).

Zmieniany 4 raz/y. Ostatnio 2009-06-19 17:00:01 przez jaboja.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Znów wędrujemy… i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Jedna odpowiedź na „Aušros Vartai

  1. Dominik pisze:

    Widzę, ze wyjazd był konkretnie udany. Wogóle to ciekawa strona…pozdr.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.
Wymagane pola są oznaczone *